7.08.2012

8. hangover owls


nadrabiając dzisiaj powakacyjne zaległości blogowe, natrafiłam na którymś na stwierdzenie, że ciężko wraca się po urlopie do blogsfery. mimo że jestem początkująca w tym zakresie, trudno mi jest nie przyznać racji.
z jednej strony przykrzyło mi się bycie poza domem. teraz okazuje się, że mój umysł nadal chyba postuluje o wolne i wracać wcale nie chciał.
.

niemniej, ażeby czasu cennego nie tracić, rozpoczęłam swoje wakacje w domowym zaciszu niczym innym, tylko przeglądaniem i porządkowaniem stert swoich ciuchów. już po wstępnym rekonesansie wiem, że część mojej garderoby powinna jak najszybciej znaleźć nowe "dobre ręce", więc myślę o zrobieniu jakiejś akcji allegrowo-różnoportalowej, która pozwoliłaby mi na pozbycie się tego, czego już nie noszę, a może spodoba się komuś innemu. (chociaż głównym motywem jest zrobienie miejsca w szafie, hehe)

co do dzisiejszego outfitu, w taki upał na pewno idealnie sprawdziłaby się sukienka, którą nabyłam drogą kupna jakieś dwa miesiące temu w h&mie. niestety, jako dziecię wojny i rozpaczy, pacząc na stan swoich nóg po wakacyjnych wojażach, stwierdzam, że sukienka jednak poczeka następne dwa miesiące, póki ugryzienia komarów się nie zagoją oraz nie zniknie gustowna i jakże zmysłowa szrama na nodze, którą oczywiście musiałam zrobić sobie przypadkiem wsiadając do samochodu z obładowaną torbą. obraz moich rapet (jak mówi Hiroł) do złudzenia przypominał mi obrazki z dzieciństwa, kiedy zadrapania na nodze po dogłębnej eksploracji trzepaka, stanowiły raczej powód do dumy, niemniej wraz z tym obrazkiem przypomina się również wizja chłopczycy z obdartymi kolanami, wbitej w sukieneczkę z bufkami. o ile w dzieciństwie przechodziło, teraz raczej nie miałoby to szans, i postawiłam na coś, czemu raczej wiele brakuje do elegancji.
 
żeby jednak nie stało się tak, że chłopczyca ze mnie jednak zostanie na schwał, oraz żeby nie eksploatować w stopniu zbyt dużym swoich czarnych szortów z poprzedniego posta (nawiasem mówiąc, właśnie te szorty pretendują do tytułu najlepszego zakupu tego roku!), wdziałam obcisłą do granic przyzwoitości spódniczkę. spódnic nie noszę zbyt często, ponieważ często mam problem ze znalezieniem właściwego kroju. może na zdjęciach tego nie widać, ale jako posiadaczka tyłka na wzór tego od pani Kardashian Kim, w większości spódnic wyglądam wręcz komicznie (a przynajmniej takie jest moje zdanie). tubę, którą mam na sobie, kupiłam na początku tego roku tylko i wyłącznie jako przedłużenie tuniki pod sweter (wtf - to znaczy, że mam sweter-tunikę, dziwnie wygląda ze spodniami, a w samych rajtach świeciłam tyłkiem, potrzebowałam coś przed kolano. no), ale dochodzę do wniosku, że dobrze sprawdza się podczas dni takich jak dzisiejsze i jest godną alternatywą dla moich szortów.

oraz prawdopodobnie jestem ostatnią blogerką, która zaopatrzyła się w dżinsową koszulę. tak, znowu będę narzekać, ale moja figura raczej nie ułatwia mi zadania; z koszulami zaś problem jest taki, że duży biust plus wcięcie w talii, równa się baj baj koszule, co przyjmuję z wielkim trudem, gdyż koszulę lubię i najchętniej nosiłabym je codziennie. niestety, poszukiwania takiej, w której albo będę się dopinać, albo nie będę miała spadochronu w pasie, trwają do dziś, i żaden znak na niebie czy ziemi nie wskazuje na to, by poszukiwania te miały się szybko zakończyć. jeansowa koszula ma to do siebie, że jest na szczęście znacznie mniej oficjalna i mogę pozwolić sobie mieć niedopięty tu czy ówdzie guzik.

płaskie, różowe sandałki są hitem z Tesco. jeśli ktoś pojmuje to w kategoriach siary i obciachu, to jego problem. ja dumnie obnoszę się z nimi, co widać po stopniu eksploatacji. służą mi dzielnie i ciężko mi będzie się z nimi rozstać, kiedy się (nie daj!) rozpadną. w ogóle powinnam chyba zacząć od tego, że sandały to moje ulubione buty, o ile nie ulubiona część garderoby w ogóle.

biżuterii w stylizacji nie stwierdzono w ogóle, ale tu już winą obarczyć należy pośpiech, w jakim udawaliśmy się z Hirołem do przybytku kapitalizmu zwanego Magnolią, w celu zlustrowania stanu oraz cech lodówek. tak - niedługo zakupię pierwszą w życiu swoją lodówkę.

i kilka słów o torbie, która jakby nie było, wysuwa się w stylizacji na pierwszy plan. kupiłam ją podczas swojego pobytu w Anglii. początkowo chodziłam koło niej jak pies koło jeża, i nie bardzo wiedziałam jak ją ugryźć. niemniej, zawitała radośnie w mojej szafie i był taki okres, że nosiłam ją do wszystkiego. dosłownie: wszystkiego. później szał na nią uległ znacznemu ukróceniu. potrzebowałam czegoś większego, skromniejszego itp itd. torba zawisła ostatnio na wieszaku w przedpokoju w miejscu widocznym i od czasu do czasu spoglądałam na nią z tęsknotą. w końcu, jej czas nadszedł ponownie. jest trochę niepraktyczna, ponieważ nie ma w środku żadnej kieszeni, oraz ceratowy materiał zewnętrzny trochę przylepia się do ręki podczas upałów, ale drugiej takiej jak ona jeszcze nie widziałam. i za to ją uwielbiam!
 


koszula jeansowa - H&M / spódniczka - H&M / torba - ACCESSORIZE / sandałki - F&F

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz! :)
Thank you for comments! :)

Ostrzegam, że komentarze zawierające nieakceptowalną dawkę wulgaryzmów nie będą publikowane na blogu.
Warning: comments which contains too much vulgarity will not be published.