13.10.2012

16. everything for u Ryan


 ostatnio dotarło do mnie, że delikatnie mówiąc nie należę do osób, z których warto brać przykład w kwestii blogowania (o ile nie czegokolwiek w ogóle)...
jest kilka takich rzeczy, którymi niekoniecznie chcę się dzielić, ale które w minimalnym stopniu usprawiedliwiają moje podejście nie tylko do bloga, ale również do życia jako takiego. niemniej, podjęłam trudną walkę z tym marazmem, z tym brakiem sił, ale przede wszystkim - z brakiem chęci.
powodów podjęcia działań przeciwko temu, co powyżej, jest kilka, ale nic mi nie dało ostatnio takiego kopniaka w zad jak Ryan ;)

zdjęć przygotowanych nie mam. we wszystkim ostatnio wyglądam źle, czuję się źle, nie pomagają również kolejne pod rząd bad-face-day czy bad-hair-day, czy bad-angina-dayS. dlatego na początek raczę Was krótką, jak cholera optymistycznie nastrajającą przypowiastką.

czwartek był dniem, kiedy po raz ostatni w życiu skasowałam papierowy bilet w komunikacji miejskiej. przerzuciłam się tym samym na wyższą technologię, nie każdemu daną, a przynajmniej nie temu, kto nie skusi się na stanie w niemal kilometrowym ogonku po plastik.

piątek był dniem, kiedy ostatni raz (ale nie wykluczam, że wcale nie ostatni w życiu) ukazałam się światu jako blondynka.

sobota jest dziś, i jest pierwszym dniem, kiedy w nowej personalnej odsłonie postanawiam przestać zaniedbywać mój skraweczek sieci, zaczynając od dziś :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz! :)
Thank you for comments! :)

Ostrzegam, że komentarze zawierające nieakceptowalną dawkę wulgaryzmów nie będą publikowane na blogu.
Warning: comments which contains too much vulgarity will not be published.